Kolczyki - zmora uszu

Pamiętasz jak chciałaś wyglądać pięknie jak Twoja mama? Z dumą zawieszałaś na swoich drobniutkich uszkach klamerki lub klipsy podkradane ze szkatułki babci. Jeszcze brakuje do tego co najmniej 10 rozmiarów za dużej sukienki i szpilek, specjalnie tych schowanych gdzieś głęboko na dnie starej szafy (oczywiście tych najlepszych, które mama zakłada tylko na Wielkanoc do Kościoła).

Ja pamiętam. Moja suknia była blado różowa, była najpiękniejsza, oczywiście w rozmiarze mamy, z jej najpiękniejszego dnia w życiu. Och!, czegóż ja sobie w niej nie wyobrażałam. A to księżniczkowanie, a to piękne, wystawne bale na tych 12m2. Zawsze jednak brakowało mi tylko bucików, ale co to dla sześciolatki. Wystarczyło stanąć na palcach i udawać, że te moje kapciochy z kożuchem to piękne pantofelki. Do tego jeszcze podkradzione czerwone korale i brak tylko ozdóbek na uszach. No właśnie..
Moja przygoda z kolczykami, przyznaję zaczęła się dość pozytywnie. Urodziłam się w 1995r. i mieszkając w małej miejscowości jedynymi osobami, które w sterylnych warunkach mogłyby mi przekuć uszy były panie pielęgniarki z Ośrodka Zdrowia. Jestem wdzięczna moim rodzicom, że pozwolili na to bym sama zadecydowała czy chcę mieć przebite uszy.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że wszystko wiąże się z bólem, a gdy już trafiłam do zerówki miałam wrażenie jakby nastała „moda” na przekuwanie uszu. Co chwilę jakaś koleżanka chwaliła się swoją nową biżuterią, a ja zwyczajnie zazdrościłam. Moja kochana mama bez słowa zaprowadziła mnie do sklepu i wybrałam sobie srebrne kolczyki z czarnym oczkiem. Poszłyśmy do OZ i wtedy się zaczęło..
Pamiętam jak posadzono mnie na białym, zimnym, wysokim fotelu. Pielęgniarki odkaziły wacikiem ucho, zrobiły z 10 kropek na każdym uchalku, dobrały (podobno) najgrubszą igłę jaką tylko miały w ośrodku i pach! Prawe ucho przekute. Kolczyk już wisi, nieziemsko ciężki, ale jaki piękny i mój! Boli niemiłosiernie, ale mała M. nadal się uśmiecha. Pach!, i lewe ucho przekute. Ból gorszy, myślę sobie dlaczego za drugim razem bardziej boli? Coś ciepłego spływa mi po szyi. Ja nadal uśmiechnięta, widzę panikę w oczach pielęgniarek. Mama jeszcze nie wie. Stoi po mojej prawej, niczego nie widzi. Nie ma pojęcia, że właśnie przekuto mi jakieś naczynko tamtędy przechodzące. Potem było tylko gorzej. Codzienne odkażanie ran, ciągnące mnie kolczyki (bez różnicy czy nowe czy stare, zawsze złote bądź srebrne, na tamte czasy bardzo ciężkie) przez 2 miesiące i wreszcie po długich latach nastało gimnazjum – zmora moich uszu. Obowiązkowe ściąganie kolczyków. A ja nadal męcząca się z lewym uchem. I tak za każdym razem, gdy miałam włożyć kolczyk w lewe ucho leciały mi łzy. Kolczyki znienawidziłam z całego serca. Nie chciałam o nich słyszeć. W końcu nawet dziurki były krzywo zrobione. 
Moje tak ukochane, wymarzone dziurki wreszcie zarosły, a ja po kilku latach znowu zapragnęłam je mieć. Dlaczego? Zbliżał się mój ślub. Postanowiłam zapytać wujka Google o pobliskie kosmetyczki. Wybrałam, uzgodniłam cenę i datę, i tyle. Mówię do siebie „uszy! Będzie pistoletem, nic nie poczujemy, będzie git. Znów takie piękne my”. I co? Pach, pach i uszy przekute. Trochę w głowie się kręci, ledwo samochodem do domu dojeżdżam, ale.. Znów mogę ubrać kiecę, korale i bawić się w księżniczkowanie. Ból utrzymywał się 3 tygodnie. Było tanio, szybko, sterylnie i miło. Ale zaraz, zaraz! Trzy tygodnie minęły, a mi tu krew z dziurek leci, ropa się zbiera, dziury znowu krzywo. Ślub tuż, tuż i co teraz? Kolczyki precz. Uszy ,,zarosły". Tydzień do wesela. 5 dni do wesela. 3 dni do wesela, a ja nadal kolczyków brak. Muszę dać im ostatnią szansę. Idę do sąsiadki, bo i ona w kosmetycznym pracuje. Wiem z czym się to je, więc wytrzymam te trochę na ślub. Kolczyki wybrane, kasa zapłacona, dziurki zrobione (wreszcie równo!), pach, pach! I już. W prezencie jeszcze dostałam maść na antybiotyku. Gojenie? 1 tydzień wliczając w to przebranie kolczyków na ciężkie złote, w dniu ślubu i spowrotem. Efekt? Uszy zdrowe ze wspaniałymi kolczykami. Mam nadzieję, że moja przygoda z nimi się wreszcie zakończyła.
Mimo to chciałabym Wam przekazać drobną porcję wiedzy jak powinno się przekłuwać uszy. Sama wkrótce będę mamą i razem z mężem postanowiliśmy, że to córcia zadecyduje kiedy będzie chciała mieć kolczyki.

Przekłucie uszu pistoletem wiąże się z:
  • rozerwaniem tkanki tępym kolczykiem (końcówka jest zawsze płaska!). Taka rana goi się długo a przede wszystkim stanowi wrota dla wszelkiego rodzaju bakterii. Nie trudno o infekcje.
  • kolczyk najczęściej jest skonstruowany tak, że na po zabiegową opuchliznę nie ma już miejsca co bardzo utrudnia utrzymanie prawidłowej higieny i uniemożliwia prawidłową pielęgnację (stąd zbieranie się ropy i krwi).
  • najważniejsze jednak jest to, że PISTOLETU NIE DA SIĘ WYSTERYLIZOWAĆ! Znajduje się więc na nim materiał biologiczny setek klientów salonów kosmetycznych. Zwykłe odkażenie, które widzimy nie wystarczy!
Pozwoliłam sobie popytać wśród znajomych co sądzą o przekuwaniu uszu wśród niemowląt. Stanowcza większość odpowiedziała jednakowo.
  • Córcia będzie wyglądać przesłodko,
  • to nie boli,
  • nie będzie pamiętać,
  • to bezpieczne.
Więc pytam:
  • Czy Twoja córka nie jest urocza bez kolczyków? Dziecko, które nie wie co je czeka jest bardzo ufne, bez problemu pozwoli by przebić sobie jedno ucho. A co z drugim? Będziesz na chama trzymała jej główkę żeby przebić drugie uszko? Maleństwo będzie kręciło główką przy czym dziurki w przyszłości mogą okazać się ułożone krzywo.
  • To kłamstwo. Przeżyłam to 3 razy i za każdym razem bolało. Znajome, które o to zapytałam również wspomniały o bólu. Pamiętajmy, że maluszek a osoba dorosła ma inny poziom bólu. 
  • Może i nie będzie pamiętać, ale krzywe dziurki w końcu zaczną zastanawiać.
  • Przebijanie małżowiny usznej pistoletem nie jest bezpieczne.


Najbezpieczniej jest więc udać się do salonu piercingu, gdzie profesjonalista naprawdę wie co robi. A jeśli wciąż mi nie wierzycie, to odsyłam Was do: Poradnika położnej oraz Wywiadu z Agnieszką Grzywą



Marta




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Książkowa miłość